Od czasu do czasu miło zrobić sobie prezent. Od dawna wymarzony przedmiot znajdował się na moim palcu. Pierścionek z wyjątkowym oczkiem. I o to wyjątkowe oczko tu chodzi..kamieniem ozdobnym jest w nim węgiel.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam ten pierścionek nie mogłam przestać myśleć o wyjątkowości tego kruszcu. W metaforze jak i fizycznym wydaniu jest tak różnorodny. Czarny, brudzący, w alotropowej odmianie staje się np. brylantem. Rozgrzewa piec, daje ciepło, a wokół pieca zbiera się rodzina, aby ogrzać się ciepłem pieca i miłości. Jest niebezpieczny w wydobyciu, przyniósł tak wielu osobom cierpienie, śmierć. Jest darem i przekleństwem, to właśnie człowiek nadał mu osobowość i on patrząc na niego dostrzega i widzi tak wiele…a w tej historii chodzi właśnie o wiele…
Wolne..a jak wolne to może wycieczka. Dłuższego zastanawiania nie ma, wsiadam w pociąg i jestem w jednym z miast, które bardzo chciałam zwiedzić. Spacerując po Starówce, dostrzegam wielu ludzi niosących takie same małe paczuszki. Jest ich coraz więcej, ludzi i oczywiście paczuszek. Z niecierpliwości i filozoficznej ciekawości podchodzę do jednej z osób z zapytaniem, cóż to za tajemnicza paczuszka. Szkoda, że nie mogłam zobaczyć swojej miny, gdy usłyszałam, że kryje się tam buteleczka z zapachem szczęścia. Od razu poprosiłam o adres, oczywiście jak najszybciej udałam się pod wskazany adres.
Na rogu ulicy dostrzegłam poszukiwany sklep. „Tu kupisz wszystko”- witryna sklepu zachęcała do wejścia. Oto czynię pierwszy krok w kierunku szczęścia pomyślałam i otwarłam drzwi. Za ladą stała starsza, sympatycznie uśmiechająca się pani. W czym mogę służyć?- Zapytała. Poproszę buteleczkę o zapachu szczęścia!- Wykrzyknęłam. Jak dziecko wierzyłam, że zaraz poczuję jak pachnie szczęście. Wybiegłam ze sklepu z najbardziej tajemniczą paczuszką. Pewnie zastanawiacie się ile kosztowały te perfumy. Nie były dość drogie, pani wspomniała, że płacę za opakowanie. Nie zrozumiałam wtedy tego, nie zastanawiałam się, chciałam czuć, dokładniej poczuć. Dostrzegłam ławkę, czym prędzej usiadłam, odpakowałam, wyciągnęłam buteleczkę, otworzyłam koreczek i…nic nie poczułam.. Najpierw myślałam, że może jest taki delikatny, potem stwierdziłam, że może coś nie tak z moim węchem, ale dość szybko wyrzuciłam ten absurd z głowy. Po prostu przechyliłam buteleczkę, z której nic się nie wylało. Pierwsza myśl- dostałam puste opakowanie, reklamacja.
Wróciłam do sklepu. Z uśmiechem na ustach, zaczęłam tłumaczyć jak to się ładnie mówi, zaistniałą sytuację. W połowie mojej mowy, zauważyłam, że pani zaczyna się uśmiechać i chyba chce przerwać moje tłumaczenia. Kiedy w końcu pozwoliłam jej przemówić, usłyszałam przemowę, Na pewno są miejsca, gdzie pani czuje się dobrze, są osoby, przy których pragnie pani zamknąć oczy i marzyć, są rzeczy, na których widok śmieją się pani oczy, są wspomnienia, w których czuje pani pokój w sercu. Już chciałam otworzyć usta, aby jej przytaknąć, ale delikatnym gestem poprosiła mnie o jeszcze chwilę cierpliwości. Oczywiście przyjmuję pani reklamację, proszę oto druga buteleczka, w środku jest również karteczka, kiedy będzie pani w jednym z takich miejsc proszę dopiero, podkreślam dopiero wtedy otworzyć buteleczkę. Z lekkim zdziwieniem schowałam flakonik to torebki i wyszłam.
Jakiś czas później wybrałam się w góry, lato w górach to coś cudownego dla mnie. Od tamtego momentu zawsze nosiłam flakonik z karteczką przy sobie. Pomyślałam, że to właśnie taka chwila, odpowiednia sytuacja, otwarłam flakonik, niczym nie pachniał, przechyliłam znowu pusty. Poczułam się oszukana, ale przypomniało mi się o karteczce. Otwarłam ją i przeczytałam..tak właśnie pachnie szczęście. Jeszcze raz nachyliłam się do flakoniku i poczułam szczęście, czułam zapach lasu, malin, kwiatów, czułam w sobie taką błogość. Teraz zrozumiałam- już wiem jak pachnie szczęście.
Bardzo intensywny zapach ma w cukierni, kiedy widzę przed sobą wielki kawałek tortu. Cały czas czuje przy sobie zapach szczęścia. To smutne, że dopiero teraz je poczułam, cały czas zastanawiając się czym jest szczęście. To dobrze, że jest ono takim bezkresem, tylu ludzi ilu było, ilu jest i ilu jeszcze będzie, tyle przewinęło, przewija i będzie przewijało się flakoników z zapachem szczęścia.
Podobnie jak z węglem dopóki nie zdefiniujemy, nie nadamy osobowości będzie beznamiętnym czymś. Kiedyś jak czułam zieloną herbatę sama do siebie się uśmiechałam. Dla kogoś to była tylko rzecz, dla mnie wspomnienie, miłe wspomnienie. Może warto otworzyć czy ponownie spróbować poczuć szczęście. Może nie warto szukać jednej wspólnej definicji, może szczęściem dla szczęścia jest to, że ma tak wiele zapachów i definicji.
Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała coś o filozofii. Jeden z obrazów Leonarda da Vinci przedstawia Akademię Platońską, a w niej Platona i Arystotelesa. Platon wskazuje dłonią na niebo, co ma symbolizować idee, Arystoteles na ziemię, co jest symbolem empiryzmu. Gdy otwieram swój flakonik ze szczęściem, łączę dwie myśli, dłoń, która z dołu kieruje się do góry…w końcu nikt, tylko my sami wiemy, dlaczego uśmiechamy się na widok zielonej herbaty.